Nasze zegary i zegarki co najmniej dwa razy w roku wymagają korekty czasu. Wiosną przechodzimy na czas letni, jesienią wracamy do naszego środkowoeuropejskiego. Tylko nieliczne elektroniczne czasomierze, sterowane falami radiowymi, emitowanymi przez specjalne nadajniki potrafią dokonać zmiany czasu automatycznie.
Wszystkie zegary i zegarki „z duszą” – czyli czasomierze mechaniczne oczekują naszej interwencji przy zmianie czasu. Taka potrzeba dotyczy także jednego z najsłynniejszych zegarów wieżowych w Polsce – nietuzinkowego urządzenia, będącego ozdobą Zamku Królewskiego w Warszawie. Od momentu jego skonstruowania i wykonania przez warszawskich rzemieślników, w roku 1974, jest on cały czas traktowany przez przedstawicieli grona jego twórców, z macierzyńską wręcz czułością. Od samego początku w szerszym gronie, a przez ostatnie lata, już tylko we dwie osoby, o jego kondycję dbają i regularnie doglądają panowie: Profesor Zdzisław Mrugalski i Marek Górski. W tym roku miałem przyjemność towarzyszyć obydwu panom w operacji zmiany czasu na letni w dniu 24-go marca. Zgodnie z naukową regułą, należałoby zmiany wskazań zegara dokonać w niedzielę 25-go marca w nocy o godzinie 2.00, przesuwając wskazówki na godzinę 3.00, jednak słaba widoczność wskazówek, ze względu na niedoświetlenie tarcz zegara pozwala przeprowadzić tę czynność o dogodniejszej porze – tuż po zmroku.
24 marca 2012 roku, na umówione na godzinę 20.00 spotkanie pod Zamkiem Królewskim, przybyłem oczywiście z kilkunastominutowym wyprzedzeniem, tak by móc sfotografować zegar jeszcze przed operacją zmiany czasu. Niestety wspomniana niska jakość oświetlenia nie pozwoliła udokumentować momentu mojego przybycia.
Przywitanie pod bramą zamku. Okazuje się, że poza Profesorem Mrugalskim i Markiem Górskim, na towarzyszenie przy zmianie czasu zostali zaproszeni panowie Jacek Rzeszotek z synem. Pan Jacek Rzeszotek jest Dyrektorem Zarządu Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie, która to instytucja ma w swej opiece, zlokalizowany w jej obrębie zegar kwiatowy z mechanizmem pochodnym od zegara zamkowego. Opracowując konstrukcje zegara zamkowego, zegarmistrze byli na tyle przewidujący i zapobiegliwi, że jako pochodną „wielkiego zegara” przygotowali modułową konstrukcję mniejszych zegarów, których rzeczywiście co najmniej kilka wyprodukowali. Jeden z nich pracuje w zegarze kwiatowym, zapomnianym przez ostatnich kilkanaście lat i restytuowanym w roku poprzednim. O zegarach Pałacu Kultury i Nauki, oraz sprawującym nad nimi pieczę Panu Jacku Rzeszotku, mam nadzieję uda się także już wkrótce coś więcej napisać.
Po zebraniu się wszystkich osób, jeszcze krótkie oczekiwanie na zmianę strażników, by na teren zamku mamy wejść już przy nowej ekipie i jesteśmy na dziedzińcu. Wchodzimy bocznym wejściem, chcąc skorzystać ze znajdującej się przy klatce schodowej windzie. To nowoczesne wyposażenie starego zamku, dowozi nas na drugie piętro, dalej zamkowym korytarzem, charakterystycznie niskimi, ale dość szerokimi schodkami i wchodzimy do pierwszego z zegarami związanego pomieszczenia – mieszkanie królewskiego zegarmistrza. Na pewno był to dom i pracownia dla nadwornych zegarmistrzów królewskich: słynnego Daniela Schepcke, a potem także Franciszka Gugenmusa. To jedyne większe, ale jednak małe pomieszczenie na naszej zegarowej drodze.
Kolejne wąskie schodki przy ścianie prowadzą już do pomieszczenia gdzie znajduje się zegar. Jesteśmy na miejscu. My patrzymy na zegar, a Profesor Mrugalski kieruje się do wiszących na ścianach metalowych skrzynek i dotykając ich, zwraca się do Marka Górskiego: „Ciekawe kiedy wyłączyli ogrzewanie?, czy może ty to zrobiłeś?”. W chwilę później, jakby zupełnie naturalnie, jakby na komendę, obydwaj panowie stają przy rozdzielni prądowej, spoglądając na podłączenia zasilania.
Takie sprawdzenie jest zrozumiale dla wszystkich choć trochę znających historię odrestaurowanego zegara, którego początkowe, nieliczne niedomagania, wynikały tylko z niefrasobliwości brygad remontowych. Fachowcy potrzebując zasilania prądem, potrafili odłączyć silnik podciągający obciążniki zegarowe, doprowadzając do zatrzymania zegara, bo przez większość czasu silnik rzeczywiście nie pracował, załączając się tylko na moment podciągania obciążników. Jeszcze rzut oka na znajdujący się obok skrzynki zasilającej mechanizm zegara kwarcowego, będącego zegarem kontrolnym dla mechanicznego zegara zamkowego, na zegar elektroniczny sterowany falami radiowymi i wiemy, że wszystkie wskazania są perfekcyjne. Zwrot w tył, dwa kroki i konstruktorzy zegara są już przy swoim dziele. Znowu zupełnie naturalny ruch Profesora Mrugalskiego po oliwiarkę i najważniejsze łożyska zegara – koła wychwytowego i kotwicy, oraz palety wychwytu dostały porcję nowej oliwy. Czynność ta została na tyle naturalnie wykonana, że wtedy nie zarejestrowałem jej jako ważnej i nie zdążyłem fotograficznie udokumentować. Dopiero po kilku chwilach zorientowałem się, że nie utrwaliłem bardzo istotnej, tradycyjnej czynności konserwatorów zegara. Przypomniałem sobie, że będąc przy zegarze niespełna miesiąc przedtem, przy okazji specjalnie zorganizowanych przez Zamek Królewski ponadstandardowych prezentacji i zwiedzania niedostępnych dla codziennych gości, części zamku (w tym także zegara) ta czynność także była przez profesora wykonana. Substancji smarującej nigdy za wiele, a jej brak mógłby spowodować znaczące zniszczenia.
Natychmiast obiecuję sobie solidniej traktować powzięte dobrowolnie obowiązki fotodokumentacji, tym bardziej, że zbliża się ten najważniejszy moment – zmiany wskazań zegara.
Na tyle dobrze znam już zegar, że wiem, gdzie nastąpi wysprzęglenie przekładni wskazań i manualne jej przestawienie. Próbuję więc zająć strategiczną z punktu widzenia dokumentacji fotograficznej pozycję. Stalowa drabinka, umożliwiająca wejście do kopuły i do dzwonów, choć wydawać by się mogło, że będzie przeszkadzać okazuje się być największą pomocą. Ograniczając zegarmistrzom możliwość wejścia w kadr, daje na swych stopniach najlepsze miejsce dla wykonanie zdjęć.
„Zaczynamy?”
„Jeszcze chwila – dajmy mu wybić trzeci kwadrans” – mówi Marek Górski.
Nawet się nie zorientowaliśmy, że od momentu spotkania minęło już prawie 45 minut. Tyle ciekawych informacji. Swobodnie prowadzona zegarowa rozmowa, a czas płynie nieubłaganie i zegarmistrzowie wbrew pozorom wcale nie mają nad nim władzy.
„bam, bam, bam”
„Wysprzeglamy”, „Odłączyć mechanizm bicia kwadransów?”, „Tak”.
Trochę jak komendy z ustalonej instrukcji, czy algorytmu postepowania.
„Nie wziąłem żadnego markera” – mówi Marek Górski, „ja mam” – informuje Profesor pokazując zielony flamaster.
Wręb koła przekładni wskazań, w którym znajduje się pazur zabierający mechanizmu zegara, zostaje zaznaczony na zielono, dźwignia mechanizmu bicia kwadransów odciągnięta. Następnie następuje odłączenie dźwigni z pazurem i jeden obrót koła zgodnie z kierunkiem ruchu wskazówek zegara. Pazur wraca „na zielone” i przestawianie zegara jest zakończone.
„Trzeba będzie któregoś razu przynieść spirytus i wszystkie stare znaczniki usunąć” – podsumowuje któryś z zegarmistrzów.
„Czy chcecie Państwo posłuchać bicia godzin?, to już za chwilę” – pyta Profesor Mrugalski.
Pytanie na które odpowiedź wydaje się była oczywistą, zachęca nas do wejścia stalową drabinką na kolejny, ostatni już poziom, pod kopułę i dzwony zegarowe. Kilka słów o samych dzwonach, ich montażu i jest już godzina dziewiąta. Zegar wybija czwarty kwadrans, czterokrotnie uderzając w mniejszy dzwon i godzinę… dziesiątą, dziesięć razy uderzając w większy. No tak – zegar już wskazuje i wybija zgodnie z czasem letnim.
Wracamy poniżej, jeszcze jeden obchód mechanizmu, jeszcze wspomnienia.
„Płyty łożyskowe były odlane w Hucie Warszawa, potem obrobione powierzchniowo i wiercone dla montażu łożysk. Miały być jeszcze wykańczająco obrobione od strony wnętrza mechanizmu, ale stal jest tak twarda, że ostatecznie z tego zrezygnowano”.
„O! tutaj widać próbę dłutowania” – mówi Marek Górski wskazując dolną część jednej z płyt.
„Z tego powodu trzeba było coś zrobić z powierzchniami płyt, by nie było widać nierówności. Wiertarka, korek z zamocowanym na jego powierzchni papierem sciernym i jedziemy – trzeba było nierowności zamaskować. Trochę to utrudniło montaż, bo zmieniła się odległość, ale daliśmy sobie radę” – kontynuuje, pokazując kołowe ślady na powierzchni.
Wszystko pięknie, tyle tylko, że ja myślałem iż ten sposób wykończenia płyt zegara, to spotykana dziś bardzo często obróbka powierzchniowa zwana perłowaniem, znacząco podnosząca prestiż współczesnych zegarków.
Czas kończyć, wszystko zrobione. Spojrzenie na zegarek – zbliża się w pół do dziesiątej. Jak ten czas szybko leci.
„Panie Władku, teraz to nic. Przez długi czas po uruchomieniu zegara zbieraliśmy się tutaj wszyscy wokół zegara, jak jedna wielka rodzina wokół swego dziecka. Ile myśmy tu spędzili czasu!” – wspomina Profesor.
Miedziana pamiątkowa tablica wymieniająca wszystkich tych, którzy przyczynili się do budowy zegara, skupionych w Komitecie Odbudowy Zegara znajduje się na ścianie w sąsiedztwie zegara.
Dobra robota. Zegar doskonale działa. Jak powiedział kiedyś Profesor Mrugalski – to z tego powodu, że nie ma kłopotów z zegarem, tak mało się o nim mówi, niestety. Szkoda – bo jest czym się szczycić.
Profesor Mrugalski i Marek Górski będą tu na pewno jesienią, wtedy, gdy konieczny będzie obrót przekładni wskazań o jedną godzinę w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara. Można być pewnym, że nie będą musieli zaglądać tu w międzyczasie, bo zegar jest w doskonałej kondycji i na pewno… odwiedzą go latem, by zobaczyć jak sprawuje się to ich kochane zawodowe dziecko.
Władysław Meller
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.